Wstęp do katalogu wystawy - Galeria „Pokaz” - Warszawa; 1984

Patrząc na medale Barbary Zielińskiej można podziwiać ich oryginalną formę i swobodnie poddawać się emanującej z nich ekspresji. Można się także zasta­nawiać, czym właściwie jest dzisiaj sztuka medalierska mająca wprawdzie oczy­wiste punkty odniesienia w odległej tradycji, a przecież tak mocno akcentująca i manifestująca swe współczesne odrębności. Można również domyślać się w jaki sposób autorka trafiła na drogę plastyki medalierskiej i kto zaszczepił w niej wiarę, że to właśnie jest najlepszy sposób wyrażania siebie i świata.

Oto garść tematów możliwych do rozważenia w sali wystawowej. Znaki za­pytania pojawiają się z różnych stron i to przeważnie równocześnie. Pytania zawsze ważne, aczkolwiek o różnym ciężarze i z różnych wypływające doświad­czeń. Być na wystawie i obejrzeć ekspozycję oznacza więc: odpowiedzieć sobie na możliwie najwięcej pytań, i nie poprzestać na trudzie ich zadawania.

Wszelako od jednej sprawy, a może raczej od całego bloku zagadnień z nią związanych, pragnąłbym uwolnić widza. Chodzi mi o pozostawienie za drzwiami galerii dyskusji o problemie streszczającym się w pytaniu: czy to, co oglądamy — biorąc pod uwagę przykład prac Barbary Zielińskiej — jest nadal medalem i speł­nia funkcje przypisane z dawien dawna temu rodzajowi sztuki? Niezależnie bowiem od istniejących na ten temat kontrowersji, które rodzą się na każdym kroku, gdy przyrównujemy tradycyjne, uznane za klasyczne dzieło sztuki z jego1 dzisiejszymi odpowiednikami, uznać trzeba za fakt, iż to co współcześni artyści pragną nazywać medalem, czy też plakietą nadal podlega ograniczeniom dotyczącym rozmiarów i wcale nie pragnie się uwolnić od reliefu będącego jednym ze składników sztuki rzeźbiarskiej. Medal zawsze był rzeźbie przypisany i tak jest nadal. Oczywiście, wiele jego elementów uległo gruntownemu przekomponowaniu, a służenie wyjątko­wym, odświętnym i wymagającym najczęściej literniczego, tekstowego opisu okazjom stało się obecnie tylko jednym z powodów jego powstania.

Emancypacja medalu posunęła się tak daleko, że ten rodzaj rzeźby stał się dla wielu artystów podstawowym sposobem plastycznej wypowiedzi: spontanicz­nym, jak bywa obraz malarski, jak rysunek czy grafika. Zrealizowanie medalu coraz częściej łączy się z potrzebą artysty do własnej interpretacji świata. Czy w tej sytuacji ma znaczenie, którą z definicji medalu uznamy za wiążącą? O ile ważniejsze, że są artyści, którym ten rodzaj małych form rzeźbiarskich daje do­godną okazję do ciekawego, a nierzadko odkrywczego widzenia rzeczywistości lub notowania najbardziej choćby fantastycznych wizji podsycanych wyobraźnią.

Dla Barbary Zielińskiej medalierstwo jest dziedziną umożliwiającą swobodne wypowiadanie się o sprawach, które ją interesują. Autorka nie ma najmniejszych wątpliwości, że w medalu można wyrazić wszystko, że gatunek ten nie stawia w zasadzie żadnych barier, nie stwarza istotnych ograniczeń. Jeśli istnieją rygory formatowe, a przecież istnieją, to tylko lepiej dla języka tej sztuki; to nie jest ograniczenie, to raczej dobrodziejstwo gatunku umożliwiające bezpośredni, kame­ralny kontakt z odbiorcą. Medal można ogarnąć jednym spojrzeniem, uiąć go swobodnie w ręce, obejrzeć ze wszystkich stron, nacieszyć oko, dłonie i palce, dotykiem odczuć zgrubienia i zagłębienia jego powierzchni. To jeden z tych wy­tworów artystycznych, którego skala warunkuje atmosferę odbioru i doskonale odpowiada psychice człowieka. Medal, to ściszony głos rzeźbiarza, to także coś swobodniej powiedziane lub tylko naszkicowane, to temperatura i nastrój chwili, to coś z przelotnej obserwacji ujętej w formę z piany.

Taki może być właśnie medal autorski, jako pamiątka własnych wzruszeń i unie­sień. Może go zrodzić jedynie potrzeba wewnętrzna, nie powstaje zazwyczaj na jakieś konkretne zamówienie jeśli nie liczyć tej prawie anonimowej społeczności, z którą artysta przez całe swe twórcze życie toczy dialog, i z którą szuka porozu­mienia. Taki medal może powstać, tak jak autonomiczna kompozycja malarska, jak bezinteresowny rysunek. Może zaistnieć i zastygnąć w swym spontanicznym, pierwotnym kształcie. Może go artysta wykonać, aczkolwiek wcale nie musi. Tutaj nie wchodzi w rachubę doping zleceniodawcy, a jedynie wewnętrzny przy­mus obecności w sztuce i poszukiwanie właściwego dla siebie miejsca.

Młoda warszawska medalierka jest uczennicą Zofii Demkowskiej, wybitnej artystki, nowatorki w sposobie rozumienia i realizowania sztuki medalierskiej. Godzi się zauważyć, że zdolna uczennica nadal pozostaje w kręgu oddziaływania akademickiej nauczycielki, która — we wstępie do katalogu jednego z pokazów — komentując samodzielną już twórczość Barbary Zielińskiej odnotowała z sa­tysfakcją jej dokonania twórcze. W pierwszym rzędzie wysoko oceniła skupienie uwagi na człowieku, jego najbliższym otoczeniu, a także na tematyce plenerowej. Podkreśliła też „niekonwencjonalny sposób transponowania podjętej tematyki na język sztuki medalierskiej". To jednak, co w opiniach nauczycielki ma największy ciężar gatunkowy, co można uznać za dowód szczególnego uznania dla indywi­dualności twórczej Barbary Zielińskiej wyraża się w stwierdzeniu, że młodą medalierkę interesują ,,szerokie, przenikające się płaszczyzny, z których wynika rzeźbiarskie łączenie awersu medalu z rewersem" oraz, że „autorka świadomie korzysta z waloru rzeźbiarskiego, ażeby poprzez formę rzeźbiarską, nie zaś przez manipulacje powierzchniowe, wyrazić wieloznaczność problemu jaki kryje w sobie sam temat".

Autorka obecnej wystawy konsekwentnie rozwija tę rzeźbiarskość, można nawet określić to tak, iż pielęgnuje w sobie niewątpliwy zmysł rzeźbiarski. Nie oznacza to oczywiście zgody na powtarzanie, czy też niewolnicze wzorowanie się na dziele nauczycielki. Aczkolwiek z bogactwa tego języka uczennica czerpie inspi­racje, to przecież przetwarza elementy gotowe i twórczo je interpretuje by w re­zultacie osiągać efekty nowej jakości.

Od siebie dodam jeszcze, że charakterystyczną cechą owej rzeźbiarskości medali Barbary Zielińskiej jest wywołanie całej gamy malarskich walorów, które w powiązaniu z bruzdami reliefu stwarzają w pełni oryginalny styl ekspresji plastycznej. Kompozycje te ujawniają jej przygotowanie w dziedzinie malarskiej analizy struktury pejzażu; wskazują na duże doświadczenie i swobodę w opero­waniu przestrzenią zarówno dalekich, plenerowych planów, jak też zamkniętych wnętrz.

Autorka wydobywa z płaskiego tła medalu formy rzeźbiarskie, mięsiste, aczkolwiek najchętniej nie do końca określone, a jedynie zasugerowane. Materię przedmiotu traktuje niemal jak żywy organizm jak płynną masę, która jak gdyby zastygała tylko na moment by za chwilę w innym miejscu wcielić się w nowy kształt. Dynamika rzeźbiarskiej materii staje się w tym wypadku odpowiednikiem wzajemnego oddziaływania filozoficznych żywiołów: wody, ziemi i powietrza, przy czym brak w tym zestawie ognia wynagrodzony zostaje wspaniałą grą światła zarówno na krawędziach pofałdowań, jak też na rozleglejszych i zróżnicowanych fakturalnie powierzchniach płaskorzeźby.

Wrażenie ruchu form, dziania się i rozwijania jakiejś akcji potęguje artystka poprzez tworzenie serii medali ukazujących postępujący tok narracji. To jej ulu­biona metoda, przy czym kompozycje pulsujące wewnętrzną siłą są odzwierciedle­niem motywów plenerowych, natomiast sceny ukazujące mieszkalne wnętrza z roz­maitymi przedmiotami zarówno statyką jak i syntezą obrazu kojarzą się raczej z klimatem grafiki i może przede wszystkim plakatu.

Przytoczone obserwacje i sądy o twórczości Barbary Zielińskiej są bez wątpienia wyrywkowe, ich dopełnienie należy do wystawowej publiczności. To oczywiste, iż wszelkie teksty publikowane na marginesie konkretnej ekspozycji mogą być przez widza pominięte lub odrzucone, ale pisze się je z wiarą, że jednak kogoś zainteresują. Najważniejsze, by skierowały uwagę tych, którzy je czytają, na dojrzałe dzieła i wielowymiarowe sylwetki artystów, by przybliżyły sztukę dnia dzisiejszego ludziom zagubionym i pochłoniętym trudami szarej codzienności.

Może właśnie w medalach Barbary Zielińskiej uratują oni dla siebie niespodziewany refleks własnej wrażliwości, może odnajdą w szczerości i bezpośredniości ogląda­nych prac kawałek własnej prawdy o świecie, o życiu.

Wojciech Krauze